Dobrze? Zadzwoń. - Rozłączyła się, spojrzała na Adama i dostrzegła powątpiewanie w jego oczach. - Wciąż mi nie wierzysz, prawda? No cóż... - Jeszcze raz wystukała numer Kelly i podała mu telefon. - Posłuchaj jej głosu i zostaw wiadomość. Powiedz jej, na miłość boską, że chcesz z nią porozmawiać. Nie spuszczał z niej wzroku. To było irytujące, że nikt jej nie wierzył, nawet psychoterapeuta. Ale kiedy włączyła się sekretarka Kelly, Adam nawet się nie zawahał. - Mówi Adam Hunt. Pewnie słyszała pani, że pracuję z pani siostrą Caitlyn. Czy mogłaby pani do mnie oddzwonić? Byłbym bardzo wdzięczny. - Zostawił swój numer, rozłączył się i siedział przez dłuższy czas z telefonem w ręku. - Wciąż mi nie wierzysz. - Tego nie powiedziałem. - Oddał jej telefon. - Mogę to wyczytać w twoich oczach. Wiesz, powinieneś nazywać się Tomasz. Niewierny Tomasz. - Pociągnęła łyk cosmopolitana, czując jak wzbiera w niej złość. Dlaczego przejmowała się tym, co on sobie myśli? Bo był jej psychologiem... nie, chodziło o coś więcej. Chciała, żeby jej wierzył niejako psycholog, ale jako człowiek, jej powiernik, jej przyjaciel, jej... kochanek. Nawet jeśli spotykała się z nim z powodu swoich problemów psychicznych. - Przecież wiesz, o co mi chodzi - powiedział powoli. - Nikt poza tobą nie ma kontaktu z Kelly. - Mylisz się. Kelly jest samotniczką, ale ma pracę. Ma klientów, dużo podróżuje. - Czy ktoś jeszcze z twojej rodziny rozmawiał z Kelly po wypadku? - Nie, ale... Na miłość boską, po co miałabym wymyślać sobie nieistniejącą siostrę? Ona istnieje. Możesz sprawdzić jej świadectwo urodzenia. - Nie chodzi o jej narodziny - powiedział. - Martwi mnie raczej jej śmierć. - Domniemana śmierć. Domniemana. Ona żyje. Wiesz co, namówię ją, żeby się z tobą spotkała. Kiedy oddzwoni, możesz z nią porozmawiać, a jeśli to cię nie przekona, odwiedzimy ją w domu. - Gdzie to jest? - Za miastem przy Sorghum Road... Mam adres, gdzieś w gabinecie. Ale listy nie przychodzą do niej na ten adres, odbiera je na poczcie - to pewnie część jej kamuflażu. Mieszka w takim małym, zwyczajnym domku niedaleko Oak Hill, tyle że za rzeką. Jak na ironię. Nie odwiedza Oak Hill, ale od siebie może widzieć, co się tam dzieje. Myślę, że rodzina nawet nie zdaje sobie sprawy z istnienia tego domu. - Dlaczego? - Może mój ojciec albo dziadek wiedzieli o nim, moi bracia też mogli go widzieć, gdy chodzili nad rzekę na ryby. Dom jest schowany między drzewami. Nikt nie podejrzewa, że Kelly tam mieszka. - Dokończyła drinka. - Czy to nie wydaje ci się dziwne? - Niejedno w mojej rodzinie wydaje mi się dziwne.

- Aż trudno uwierzyć. Czyżby poszli już spać? - zdzi¬wił się, przeszukując kolejne pomieszczenia. - Może tu fa¬ktycznie wszyscy kładą się o dziesiątej, a ja wcześniej tego nie zauważyłem?
Mark wodził za nią zdumionym wzrokiem. Nigdy w ży¬ciu nie spotkał podobnej kobiety. Była inteligentna, samo¬dzielna, wiedziała, czego chce. Nie imponowały jej jego po¬zycja, tytuł, władza. Robiły wrażenie na każdym - a zwła¬szcza na każdej - ale nie na niej.
- Jakie bagno?
Uśmiech znikł z twarzy Marka.
miała głęboko wycięty dekolt, ledwo zaznaczone rękawy i była naprawdę krótka. Dzięki temu widać było długie opa¬lone nogi, a wysoko sznurowane, czarne sandałki powodo¬wały, że nogi te wydawały się jeszcze dłuższe...
prawości. Im więcej jednak im dawał, tym więcej od niego żądali. Żerowali na ludziach i na ich życiu, wysysając duszę i siły. George zaakceptował to dawno temu. Zadowalała go funkcja klakiera, ale na Boga, istniały jakieś granice. Dla George'a granicą była jego żona. Ubrany wyłącznie w bokserki i niemodny prążkowany podkoszulek, Huff schodził po szerokich schodach. Chociaż starał się stąpać lekko, niektóre ze stopni skrzypiały, więc gdy znalazł się na parterze, czekała już tam na niego Selma, okutana w szlafrok zbyt gruby i ciepły jak na tę porę roku. - Potrzebuje pan czegoś, panie Hoyle? - Przydałoby mi się trochę cholernej prywatności w moim własnym domu. Nasłuchiwałaś z uchem przy ziemi? - Bardzo przepraszam za to, że się o pana troszczę. - Powiedziałem ci już dzisiaj tysiąc razy, że wszystko jest w porządku. - Nie jest w porządku, po prostu nie dopuszcza pan do siebie tej myśli. - Możemy o tym porozmawiać innym razem? Jestem w bieliźnie. - Przypominam, że to ja piorę tę pana bieliznę. Uważa pan, że widok pana odzianego w bokserki mnie osłabi? Poza tym, to wcale nie taki znów piękny obrazek. - Wracaj do łóżka, zanim wyrzucę cię z pracy. Z miną obrażonej primabaleriny Selma obróciła się na pięcie, aż zafurczały poły szlafroka, i zniknęła w ciemności na tyłach domu. Huff próbował wcześniej zasnąć, ale na próżno, leżał w łóżku czujny i rozbudzony. Nawet w czasie snu jego umysł nigdy nie wypoczywał, zupełnie jak piece hutnicze w fabryce. Pracował tak samo intensywnie w nocy, jak za dnia. W ten sposób rozwiązał już kilka wielkich problemów. Kładł się do łóżka z dylematem i następnego poranka budził się z odpowiedzią wymyśloną przez jego aktywną podświadomość. Dzisiejszej nocy dręczące go kłopoty były jednak szczególnie niepokojące i sen opuścił go zupełnie. Zamykając oczy, za każdym razem widział świeży grób Danny'ego. Choć ustrojony najpiękniejszymi wiązankami, był po prostu dziurą w ziemi i nie reprezentował sobą niczego dostojnego. Ściany sypialni zdawały się zamykać wokół Huffa niczym ubita ziemia wewnątrz grobu Danny'ego lub satynowe wyłogi jego trumny. Huff nigdy wcześniej nie doświadczył ataku klaustrofobii, zwłaszcza we własnym domu. Chociaż dysze klimatyzatora były skierowane na jego łóżko, pościel zwilgotniała od potu tak bardzo, że nie mógł zrzucić z siebie prześcieradeł, choć wierzgał i kopał nogami. Poczuł, że ma zgagę, zamiast więc leżeć tu i znosić cierpienia aż do rana, zdecydował się wstać i przespacerować. Może nocny spokój wiejskiego krajobrazu uspokoi go na tyle, że zaśnie. Otworzył drzwi wejściowe. W domu nie było systemu alarmowego. Nigdy też nie zamykano drzwi. Kto odważyłby się okraść Huffa Hoyle'a? Złodziej musiałby być niesamowicie odważny lub całkowicie szalony. Huff gardził Arabami, podobnie jak Żydami, Latynosami, czarnuchami i Azjatami. Podobał się mu jednak islamski kodeks sprawiedliwości. Gdyby złapał kogoś na kradzieży, obciąłby sprawcy rękę, a dopiero potem wydał go ospałemu systemowi sądowniczemu, który w dzisiejszych czasach mniej przejmuje się karaniem złoczyńcy niż ochroną jego cholernych praw obywatelskich. Sama myśl o tym smutnym stanie rzeczy pogorszyła zgagę Huffa. Odbiło mu się. Poczuł w ustach kwaśny posmak. Usiadł na werandzie w swoim ulubionym fotelu bujanym i zapalił papierosa. Z zadowoleniem wydmuchnął dym, wpatrując się w horyzont rozjaśniony światłami odlewni. Buchający z
W słuchawce zapanowała cisza.
ktoś jest nam bliski. Bo to najpiękniejszy sposób sprawienia komuś przyjemności.

- Bo ludzie zadają ból, zdradzają, odwracają się plecami. Nie ma sensu się angażować, to zawsze kończy się cierpie¬niem. Weź mnie i Larę...
A nawet jeszcze dłużej.
Motyl był duży i bardzo piękny. Wielokolorowe skrzydła, którymi szarmancko poruszał, miały w sobie wiele uroku
- Mój Uśmiechu zachodzącego Słońca...
- Dorośli naprawdę są bardzo dziwni, przynajmniej niektórzy. Jak mogą żyć nie mając przyjaciela i nie będąc dla
topinambur

– To sprawa osobista.

- Niech pan puści tę panią! - zainterweniował mężczyzna. Mark zaklął, wepchnął Tammy z powrotem do pokoju i zatrzasnął drzwi. Chwycił również jej drugą dłoń i obie unieruchomił za jej plecami.
Ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Mark odetchnął głęboko.
Wciąż jeszcze zwyciężała w niej siła woli, ale pokusa atakowała coraz mocniej, nadwątlając wszelkie postanowie¬nia. Na szczęście Mark podniósł głowę. Na widok jej błęd-nego spojrzenia zaklął ponownie.
Wyjątkowe apartamenty nad morzem sprzedaż w Kołobrzegu

- My?

stresowych nic tak nie uspokaja jak kłąb nikotynowego dymu w płucach.
Wstrzymał, oddech.
ogrodzeniu i szeptał coś do Rufusa, który w końcu przestał szczekać.

- Ale ona nigdy nie chciała mieć dziecka! - zaprote¬stowała Tammy.

Jackson Lisa NOC TAJEMNIC Prolog Pomocy! Nie mógł się ruszyć. Ból rozsadzał czaszkę, nie pozwalał zebrać myśli. Obraz rozmywał się przed oczami. W głowie chaos i zamęt. Kompletny bezład. Działo się coś złego... bardzo złego. Gdyby tylko mógł myśleć, skupić się na czymkolwiek. Na czymś innym niż ten ostry ból szatkujący mózg. Umieram. Niech mi ktoś pomoże! Nie zdołał wydobyć z siebie nic prócz potwornego jęku. Leżał rozciągnięty na swoim biurku... a przynajmniej wydawało mu się, że to jego biurko. Z wysiłkiem zmrużył oczy, próbując zobaczyć wyraźniej, ale światło było słabe i ciemne, obrazy rozmywały się, kontury zacierały. Jak się tu znalazł? Nie pamiętał dokładnie, chyba właśnie się obudził... Nie... nie tak... przyszedł tu popracować... tak... a potem... a co potem? Caitlyn. To miało związek z Caitlyn i z rozwodem! Ale dlaczego nie mógł ruszać głową? Ani nogą? Ani... Ani żadną inną cholerną częścią ciała? Ogarnęła go panika. Zebrał wszystkie siły i spróbował jeszcze raz. Żaden mięsień nie drgnął. Jezu Chryste, co się dzieje? Muzyka. Delikatna, klasyczna. Barokowa. Coś, czego nie rozpoznawał. Sączyła się z głośników. Co tu się, do diabła, dzieje? Weź się w garść. Nie panikuj. Jesteś w swoim gabinecie w domu w Savannah... przy biurku. Telefon stoi na brzegu biurka, tam gdzie zawsze... To dlaczego, do cholery, nie mogę się ruszyć? Wstrząsnął nim strach, ale jednocześnie ogarnęła go niemoc, jakby uległ ciemności czającej się wokół. Na brwiach zebrały mu się kropelki potu, ale nie mógł podnieść ręki, aby je zetrzeć. Z tyłu usłyszał kroki... a może tylko mu się zdawało. Świetnie. Ktoś tu jest i pomoże mu. Albo i nie. Przeszły go ciarki. W żyłach buzowała adrenalina. Chociaż próbował, wciąż nie mógł przekręcić głowy. Ale dlaczego? Jest chory? Na prochach? A może to tylko koszmarny sen? Ogarnęły go mdłości. Co to wszystko znaczy? Co on takiego zrobił? I kto tu z nim jest? Nikt. Nikogo nie ma. Nikt nie chce zrobić ci krzywdy, na miłość boską. Świrujesz. Uspokój się! Telefon! Gdyby mógł sięgnąć do telefonu i wykręcić numer pogotowia... Ale nie mógł ruszyć ręką. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
kilka razy wokół własnej osi i ułożył z pyskiem na przednich łapach, nie spuszczając z Bentza
– To, co sam mówił. Zdjęcia, sfałszowany akt zgonu, zapiski o srebrnym chevrolecie z
jak przygotować się do RODO